11 Comments
Jul 21Liked by Kamil Stanuch

Świetny tekst! Zgadzam się z obserwacjami autora. Dodalbym do tego wszystkiego jeszcze jedna myśl, wiadomo, że programista to kapłan świata tech i osoba poważana, ale ciekawe jest to, że sami programiści miewają pewne kompleksy związane z powątpiewaniem, czy aby na pewno są oni inżynierami.

Wszak niczego realnego, czegoś czego można dotknąć się budują, kod nie jest materialnym wytworem, tak jak np. most.

W odbiorze społecznym programiści są podziwiani i każda dziewczyna chce mieć programistę za męża, ale czy podskórnie nie pojawia się pewna zawiść ze strony całej reszta społeczeństwa, zawiść i krytyka zarobków programistów, którzy jak wspomniałem wcześniej niczego materialnego nie budują.

Inna sprawa to wewnętrzny podział na "klepaczy kodu" zastępowanych przez Co pilota i prawdziwych kreatywnych twórców kodu. Imho podział już nie do końca przebiega na linii FE i BE, czego dowodzą zarobki FE nie ustępujące zarobkom BE.

A na koniec podzielę się anegdotą. W mojej dawnej pracy na stanowisku wszech programisty pracował pewien Andrzej, dobiegający 60-tki człowiek, który jak każdy programista znał się na wszystkim.

Andrzej był wyjątkowy, ponieważ jeszcze w latach 90 tworzył zręby polskiej bankowości i zaprojektowane przez niego core systemy z pewnymi zmianami działają do dziś.

Andrzej nie dzielił ludzi na nietechnicznych i programistów, Andrzej uwazal, ze świat dzieli się na programistów C i inne osoby.

W kategorii inne osoby byli wszyscy bez wyjątku programiści nie tworzący w C, wszyscy ludzie biznesu, HR, panowie i panie po psychologii lub informatyce.

Jesli nie byłeś programistą C, a np. senior Java dev, to zdaniem Andrzeja miałeś takie samo pojęcie o programowaniu jak pani lub pan z HR.

Expand full comment
author

Dobra uwaga. Z obu stron tego fikcyjnego podziału pojawia się resentyment i jest reprodukowany na inne poziomy. Tak jak zauważyłeś: Andrzej jako "władca niskiego poziomu" , "poruszyciel bitów" może też odczuwać defekt z nie-bycia inżynierem budującym maszyny.

Konsekwencją tej zarobkowej fiksacji (i męskiej nadreprezentacji) chyba jest też krzywdzące założenie, że programiści nie mogą mieć problemów psychicznych ("zarabia 30k, jakim cudem może mieć depresję?"), co może też wzmagać obudowywanie się w pancerzu.

Expand full comment
Jul 22·edited Jul 22Liked by Kamil Stanuch

Nie wiem czy ten resentyment może pojawić się w skali całego społeczeństwa - w rozwiniętej gospodarce opartej na usługach większość pracy to "bullshit jobs" w których też nic się nie buduje. W skali masowej może chodzić co najwyżej o kwestie finansowe.

Natomiast z całą pewnością występuje on w gronie "prawdziwych inżynierów". Prowadzi to do dylematu polskiego inżyniera - klasa średnia i masturbacja mentalna statusem "prawdziwego inżyniera" który "buduje", czy przeskok do branży IT: komfort, pieniądze i status społeczny.

Wydaje mi się, że spośród moich kolegów z wydziału mechanicznego AGH większość ostatecznie wybrała IT, sam po kilku latach zabawy w inżynierię również poszedłem tą drogą.

Expand full comment
Jul 22Liked by Kamil Stanuch

Wspólną cechą Muska, Feynmana i Dragana jest sprawność w humanistycznej autoprezentacji połączona z podbudową ścisłych nauk. Paradoksalnie stoją w poprzek dychotomii.

Kobiety w krajach patriarchatu idą w STEM bo łatwiej się przebić tam gdzie można wykazać twarde umiejętności, oczywiście że to działa również w drugą stronę.

Podobny mechanizm został rozpoznany już dawno w US na tle rasowym.

W PL można się przyjrzeć rozgrywkom między ratownikami medycznymi a pielęgniarkami.

Inna rzecz: dużo łatwiej zrobić karierę programiście bez dyplomu niż humaniście.

Expand full comment
author

Słuszna uwaga.

Expand full comment
Jul 22·edited Jul 22Liked by Kamil Stanuch

Miła odmiana, zamiast zwyczajowego "5 notatek i wykresów" nareszcie jakaś dłuższa, spójna analiza - czekam na więcej.

Gratuluję też odwagi, sam nawiązując w moich tekstach do tego tematu starałem się zachować szczególną ostrożność - bałem się przestrzelić w ocenie nastrojów społecznych i w efekcie paść ofiarą zmasowanego kontrataku "Anetek" i "Oskarów" typu "a przepraszam, a to w czym niby lepszy jest programista?" itd.

Myślę, że status humanistów w Polsce odmieni się dopiero wtedy, gdy wykształci się u nas odpowiednio liczna klasa Old Money, w gronie której rodzice przestaną pchać dzieci w kierunku "pewnej pracy", wiedząc, że z ich statusem, pieniędzmi i kapitałem kulturowym/społecznym "i tak sobie poradzą", nawet kończąc "gówniany" kierunek humanistyczny (może to też wejść jako countersignalling -"Mój syn będzie programistą!" - "A mój filozofem, ale i tak będzie pływał w luksusach"). Gdy to zjawisko przybierze na sile, wykształcenie humanistyczne zacznie kojarzyć się z wysokim statusem. W dojrzałej gospodarce USA to zjawisko powraca w cyklach koniunkturalnych (lata 90, a potem niedawno, w ramach kontrataku establishmentu polityczno-akademicko-dziennikarskiego), Polska natomiast wciąż tkwi w pułapce średniego rozwoju, trudno więc powiedzieć kiedy to nastąpi. Ewentualna moda na humanizm wśród nielicznej elity nie miałaby wystarczającej masy krytycznej by wpłynąć na ogólnie przyjęte normy społeczne, w tym celu musiałaby to podłapać silna i liczna wyższa klasa średnia, która u nas niestety chyba dopiero powstaje.

ad. 4 - Patriarchalnego seksizmu nie udało się nawet wyeliminować lewicowo-równościowemu establishmentowi w USA - Rob Henderson fajnie opisał ostatnio zjawisko, w którym wzrost udziału kobiet w obszarach aktywności i sektorach rynku pracy skutkuje spadkiem ich prestiżu (np. wyższe wykształcenie, zarządzanie, czy nawet inżynieria i IT) - pomimo forsowania parytetów i propagandy, zawody i specjalności uznawane za męskie pozostają bardziej prestiżowe, i vice versa.

Też spodziewałem się koncyliacyjnego biszkopta na końcu i cieszę się, że go nie było. Zabrakło mi natomiast czegoś o synergii pomiędzy światem technicznym i humanistycznym, najlepiej z nawiązaniem do Twojego projektu (humanista z wykształcenia podbijający świat technologicznych startupów) albo, jeszcze lepiej, mojego ("osoba techniczna" próbująca zostać humanistą).

Expand full comment
Jul 21Liked by Kamil Stanuch

Ciekawie uchwycone. Dorzucam, że być może poczatkowa pierwotna potrzeba tworzenia tożsamości i niezbędna dla niej dychotomia swój-obcy (za Benedyktowiczem choćby) jest tu w ogóle zalążkowa (Wiem kim jestem/ wiem kim nie jestem).

Widma pogardy manifestują się również w strategiach oporu wobec dominatorów;) ("programista onanista"/ beka z nieporadności w dziedzinie kompetencji spolecznych).

Expand full comment
author

Bardzo cenna uwaga o strategiach oporu! To prawda, że rozgrywa się tu taniec obopólnych resentymentów ("kwaśne winogrona, słodka cytryna"), ale może on być podszyty po prostu potrzebą tworzenia tożsamości ("kim jestem, kim nie jestem").

Expand full comment

"Taniec obopólnych resentymentów " 🤌 moc:)

Expand full comment

No i jeszcze jedno - proste przykłady (empiryczne) gdzie nie raz byłam świadkiem jak programista(bo to niestety zawsze był programista) tworzący jakąś dziwną aplikację i kolejny startup nierozwiązujący problemu pokazywał wyższość nad zawodami takimi jak nauczyciel, pielęgniarka czy podobnym, które mają o wiele większy wymiar społeczny i pole rażenia. Do tych rozważań bym dodała jeszcze - ile osób które ściśle zajmowały się zagadnieniami związanymi z przedmiotami humanistycznymi, musiały się przebranżowić na coś związanego z techem i jaki jest tego szerszy wpływ (np. na braki kadry nauczycielskiej)?

Expand full comment
author

Tak, to dobry przykład technokratycznej kulturowej hegemonii i alienacji: "presja społeczna, walka o lepszy byt skłania mnie do przebranżowienia się na lepszy marżowo zawód, który nie jest zbieżny z moją orientacją, a marżowość tego zawodu - poza wyższymi zyskami - nie koreluje z takimi zyskami społecznymi (nauczyciel, pielęgniarz/pielęgniarka)"

Expand full comment