Drodzy,
Epitet “błazeński” ma z reguły na celu zdeprecjonowanie wartości intelektualnej i moralnej sugerując coś niepoważnego, niegodnego uwagi, na antypodach powagi, odpowiedzialności, autorytetu czy racjonalności.
Czujemy też jednak intuicyjnie, że w tej roli kryje się więcej złożoności od mitu Stańczyka, przez Don Kichota, romantycznego dandysa, aż po nowoczesny renesans tej figury w wszelkiej maści Jokerach, demonicznych klownach, Lokich, pełnych mądrości Tyrionach Lannisterach czy miliarderach pokroju Elona Muska czy Iron Mana.
Dziś o fenomenologii błazna z notatek książki Błazen. Maski i metafory (2018) Moniki Sznajderman.
👑 1. Święta histeria: błazen jako uosobienie dualności od Karnawałowego Króla przez Chrystusa-Klowna
🎩 2. Od łaty do logosu: błazen jako kosmiczny krawiec i Dandys
👅 3. Język błazenady, bufon i etymologiczne gierki
👹 4. Czarny śmiech, czyli śmierć i śmiech “tylko szczękami”
🫴 5. "Niedokończone dzieło Boga": kapłan, błazen i boska dekapitacja króla
🃏 6. Elon Musk, Iron Man i systemowa antysystemowość
🔔 Lektura tego artykułu zajmie około 11 min 14 sec. Dodaj go do swojego kalendarza, aby przeczytać później: Dodaj do Kalendarza Google | Dodaj do iCal | Dodaj do Outlooka
👑 1. Święta histeria: błazen jako uosobienie dualności od Karnawałowego Króla przez Chrystusa-Klowna
To co budzi fascynacje i przerażenie w błaźnie to jego niejednoznaczny status ontologiczny:
„Jest człowiekiem albo zwierzęciem, choć bywa, że ma mieszaną, boską, zoo-i antropomorficzną naturę. Jest też, jak lelek, istotą wewnętrznie sprzeczną, dobrą albo złą, albo i taką, i taką, boską lub diabelską bądź i jedną, i drugą”
Szczególnie ciekawa jest boska i sakralna proweniencja:
Na jednym poziomie to Hermes - patron złodziei, kupców, posłaniec i pośrednik - o walorze boskiej niewinności: “niewinności w znaczeniu nowej, świętej kradzieży u początków praczasu. Jego kradzieże budzą wyłącznie śmiech bogów i pośród wielu innych analogii w późniejszym europejskim folklorze motyw ten odnajdujemy choćby w postaci angielskiego Robin Hooda czy holenderskiego Piet Heina, a także w tradycji saturnaliów, karnawału, filmowej burleski, występów cyrkowych klownów czy wreszcie studenckich juwenaliów”. Istota łącząca dwa światy sacrum i profanum, wyznaczająca symboliczne progi i przejścia.
Fundamentem chrystianizmu jest przecież “błazeński, karnawałowy aspekt ukrzyżowania żydowskiego króla, symboliczna bliskość klownady i męczeństwa”. Przytaczany przez Sznajderman Jean-Paul Roux pisał:
Głowa nie została okaleczona. Nie bito w twarz. Ale trzeba było, żeby całe ciało Chrystusa broczyło krwią. Być może dlatego, że ukoronowanie cierniami wydaje się mieć na celu szczególnie ośmieszenie Zbawiciela – towarzyszą temu szyderstwa i obelgi – a mniej Jego fizyczne umęczenie, wszystkie Ewangelie, łącznie z apokryfami, a później cała myśl chrześcijańska kładą tak wielki nacisk na to właśnie okaleczenie Jezusa i przekazują niezatarty obraz twarzy, po której cieknie strumyczkami krew. Mamy tu zatem do czynienia z dwoma tematami przenikającymi się wzajemnie: dalszy ciąg kaźni, która dosięga teraz najważniejszej części osoby, głowy, oraz wyprodukowanie i ogłoszenie króla karnawałowego, który, jak wszyscy władcy świata wesołków, jest skazany na rychłe zniszczenie.
Kluczem do zrozumienia tego paradoksu wydaje się być figura karnawałowego króla. Wybrany spośród tłumu, otoczony szacunkiem, a nawet adoracją, panuje jednakże tylko przez krótki czas, by potem zostać symbolicznie zdetronizowanym, a często także i ukaranym.
Tu skupiają się zarówno tendencje sakralizujące, jak i profanujące: Karnawałowy król jest zarazem uosobieniem porządku i jego zaprzeczeniem, uosabia świętość, ale także grzech. Ta wielopoziomowa hybrydyczność, połączenie sprzecznych cech, stanowi więc esencję błazeńskiej figury, która wymyka się jednoznacznym kategoriom i definicjom, podważając ustalony porządek świata.
Pomijając już stale powracające w kulturze europejskiej toposy teatrum mundi i figurę Deus ridens (”Najwyższego Boga jako Komedianta i Kuglarza, Wielkiego Błazna”) nieustannie igrający swym stworzeniem „Bóg żywy” Starego Testamentu, śmiejący się Bóg z midraszy, czy Bóg hazardzista, który zakłada się z diabłem o los Hioba.
🎩 2. Od łaty do logosu: błazen jako kosmiczny krawiec i Dandys
Ciekawym punktem odniesienia może być analiza stroju błazna, który odzwierciedla jego symboliczną ewolucję na przestrzeni wieków: od ucieleśnienia chaosu do przewrotnego pośrednika między porządkiem a chaosem.
W początkowych fazach rozwoju tej figury, strój błazna charakteryzował się przede wszystkim „mnogością nieregularnie rozmieszczonych różnobarwnych łat”, oscylował “pomiędzy pokracznością (pozostającą w harmonii z pochodzeniem słowa clown) i bezsensowną dysharmonią a formami zrównoważonymi”.
Ta pstrokacizna, ten wizualny zgiełk stanowiły odzwierciedlenie pierwotnej natury trickstera – istoty amorficznej, nieprzewidywalnej, wymykającej się wszelkim kategoriom i definicjom. Błazen jako trickster to chaos wcielony, chodząca entropia, która zdaje się zagrażać ustalonemu porządkowi świata.
Jednak nawet w tym pierwotnym chaosie, w tej orgii barw i kształtów, dostrzec można pewną prawidłowość: jak zauważa Sznajderman, „kiedy w kostiumie przeważać zaczynają wzory geometryczne, a zachowanie błazna nabiera subtelności i eleganckiego wyrafinowania, jesteśmy już świadkami symbolicznego procesu wyłaniania się kosmosu z chaosu”.
Tutaj właśnie objawia się przewrotna natura tego fenomenu.
Błazen jako “kosmiczny krawiec”, “demiurg” nie tyle narzuca światu gotowy porządek, co raczej tworzy przestrzeń dla jego nieustannej redefinicji: sam staje się współtwórcą rzeczywistości, igrając z konwencjami, łamiąc tabu, prowokując do refleksji nad tym, co uznajemy za oczywiste.
Renesans zainteresowania postacią błazna w dobie romantyzmu jest więc pewnie pokłosiem emancypacji, toposu zmarginalizowanego artysty w kontrze do społeczeństwa i twórczej artystycznej swobody łącznie z możliwością kreowania samego siebie, czego finalną hipostazą był dandys:
Nowożytny artysta wszakże – zwłaszcza artysta romantyczny – kreację zaczyna zawsze od siebie. Fragmentem dziewiętnastowiecznej mitologii artysty jest jego wizerunek jako dandysa. Dandyzm to coś więcej niż tylko moda, to także sposób na przekraczanie praw boskich i przyrodzonych, to przypisywanie sobie prerogatyw tworzenia, to jeden z przejawów prometejskiego buntu człowieka. Najwyższy sakrament dandyzmu, zdaniem Sartre’a, stanowi samobójstwo: „Jest ono nie tyle pięknym, ostatecznym gestem, co koniecznością konstruowania i jednocześnie niszczenia siebie w każdej chwili. Bo każda chwila i każdy gest dandysa miały wagę chwili i gestu absolutnych.”
I dalej:
Zanurzony w swym absolucie, w swym hermetycznie zamkniętym świecie był dandys zarazem stwórcą i stworzeniem, jedynym dziełem siebie samego. Malarzem i swym własnym obrazem.
👅 3. Język błazenady, bufon i etymologiczne gierki
Nie jest też odkryciem, że język religijny i poetyka błazenady nieustannie się przenikają.
Sformułowania typu „wiara pokrewna jest szaleństwu” czy „szaleńcy boży” ukazują, jak bliskie są sobie doświadczenie religijne i błazeńskie widzenie świata. Obie te sfery łączy przekonanie o istnieniu wyższego porządku, który jednakże wymyka się logicznemu pojmowaniu i może być dostępny jedynie poprzez irracjonalne doświadczenie wiary lub błazeńskiego oszustwa.
Np. rosyjskie słowo "szut" oznaczające zarówno błazna, jak i diabła, podkreśla głęboką ambiwalencję tej figury, a tym samym w językowej warstwie zdaje się wskazywać na istnienie niewidzialnej granicy między komizmem a grozą, zabawą a makabrą. Sznajderman powołuje się też na synonimiczność pojęcia śmiechu i śmierci w fonetycznej asocjacji smie-lch>*smielrt’.*
Podobnie słowo „bufon” wiąże się z włoskim buffare –„dmuchać”:
Błazen ulepiony jest z wiatru–prastarego symbolu ducha. Charakteryzuje się więc właściwą duchowi nieprzewidywalnością i wolnością, ale jednocześnie, podobnie jak on, nie ma celu ani przeznaczenia, nie ma ciężaru ani znaczenia, nie ma żadnego kierunku. Błazen, czyli „pusty dzwon bez kołatki”, jak ktoś kiedyś trafnie spostrzegł.
Wracając znów do cywilizatorskiego i mediacyjnego charakteru niesfornej postaci Hermesa łączącego się przede wszystkim z dwoma wielkimi darami dla ludzkości: darem mowy i darem ognia, Sznyderman zauważa, że “pojęcie mowy, w języku łacińskim zwanej sermo, wiąże się dźwiękowo z greckim najprostszym znakiem granicznym – hermą, od którego pochodzi imię boga. I choć w grece pojęcie hermy w znaczeniu mowy nie występuje, to jednak ono właśnie dało źródłosłów terminowi hermeneia, oznaczającemu wyjaśnienie i tłumaczenie, a zatem czynności czysto pośredniczące”. Dodać można jeszcze również powiązanie z indoeuropejskim *ser- ("wiązać, składać"), co znów wskazywałoby na ten pośredniczący wymiar.
👹 4. Czarny śmiech, czyli śmierć i śmiech “tylko szczękami”
O samym śmiechu i teorii komizmu powstało już tyle opracowań, że grzechem byłoby nawet zapuszczać się głębiej w te rewiry. Zatrzymajmy się jedynie w kontekście figury błazna na dualizmie śmiechu, który konotuje demoniczny pierwiastek albo szczerzących się kłów albo - jak pisał Bachtin - w szeroko rozwartych ustach „otwarte wrota wiodące w dół, do cielesnych czeluści. Z rozwartymi ustami związany jest obraz pochłaniania–połykania, jeden z najstarszych ambiwalentnych obrazów śmierci i zniszczenia”.
Przytaczany przez Sznajderman francuski mediewista Jacques Le Goff, pisał o korzeniach pojęcia śmiechu:
W Starym Testamencie odnajdziemy dwa całkiem różne słowa, oznaczające śmiech: sahaq, które oznaczało śmiech «dobry i wesoły» (tak właśnie nazwany zostaje Izaak jako dziecko dwojga starców)–w jednym z ustępów Księgi Rodzaju. Sam ten fragment jest już pełen humoru. Drugie słowo to laaq – śmiech drwiący i niedobry. W grece używano również dwóch różnych terminów, choć o podobnym rdzeniu: gelan – «śmiać się» i katagelan – «szydzić». Uboga łacina dla określenia śmiechu dysponowała już tylko jednym słowem: risus i czasownikiem ridere. Ponadto występował w niej czasownik adridere, który znaczył «uśmiechać się» i nie miał odpowiednika rzeczownikowego, oraz subrisus, który oznaczał śmiech ukradkowy. Gdy zaś chodzi o średniowieczną łacinę, to posługiwała się ona całą gamą słów od risus (śmiech) po derisio (szyderstwo).
Z moich osobistych przemyśleń to poetyckim wzorcem jest tu fragment Odysei, pieśń 20 i opis ostatniej uczty zalotników, na których Atena spuszcza szaleństwo:
Rzekł — i naraz coś gachom zrobiła Pallada
Że wszystkich, nieskończony dziki śmiech napada —
Oszaleli! — śmiech parskał z ich szczęk wykrzywionych;
Połykali kawały mięsiw krwią czerwonych,
Łzy im ciekły — a serca owładnęły strachy.
(tłum. Lucjan Siemieński)
ὣς φάτο Τηλέμαχος: μνηστῆρσι δὲ Παλλὰς Ἀθήνη
ἄσβεστον γέλω ὦρσε, παρέπλαγξεν δὲ νόημα.
οἱ δ᾽ ἤδη γναθμοῖσι γελοίων ἀλλοτρίοισιν,
αἱμοφόρυκτα δὲ δὴ κρέα ἤσθιον: ὄσσε δ᾽ ἄρα σφέων
δακρυόφιν πίμπλαντο, γόον δ᾽ ὠΐετο θυμός.
W przekładzie Siemieńskiego umyka tu jednak ciekawy niuans czyli “οἱ δ᾽ ἤδη γναθμοῖσι γελοίων ἀλλοτρίοισιν”. Ten fragment tłumaczyć można dosłownie na “oni zaś już obcymi szczękami się śmiali”. Przymiotnik allotrios "ἀλλότριος" (cudzymi, obcymi, należącymi do kogoś innego) i rzeczownik gnathmoisi γναθμοῖσι (szczękami) w liczbie mnogiej w celowniku tworzą tu demoniczny obraz przez podkreślenie fizyczności i wskazanie jak śmiech jest wymuszony i sztuczny - oderwany od podmiotu, nieszczery, z “zewnętrznego” źrodła i w oczekiwaniu na nadchodzącą zagładę:
Oczy ich łzami nagle się wypełniły,
A serca przeczuciem żałosnym zadrżały,
Jakby lament przyszły już w nich dźwięczał.
(tu już moje zaprzeszłe filologiczne podrygi)
🫴 5. "Niedokończone dzieło Boga": kapłan, błazen i boska dekapitacja króla
Leszek Kołakowski w swoim eseju Kapłan i błazen, stworzył obrazową opozycję dwóch postaw intelektualnych, dwóch sposobów postrzegania świata.
Kapłan to strażnik tradycji, obrońca dogmatów, głosiciel absolutnych prawd. Błazen natomiast to ten, który wątpi, kwestionuje, demaskuje fałsz i hipokryzję. Według Kołakowskiego, to właśnie błazeńskie „nie” dla wszelkich absolutów otwiera przestrzeń dla krytycznego myślenia, dla poszukiwania nowych znaczeń.
Jednakże, Sznajderman przytacza tu za Ryszardem Legutką w tekście Podzwonne dla błazna, że błazeński bunt może prowadzić do pułapki nihilizmu. Jeśli wszystko jest dozwolone, jeśli nie ma żadnych punktów odniesienia, to również i sam bunt traci swój sens, staje się pustą formą, pozbawioną treści. W takim razie król-błazen to nie tyle rewolucjonista, co raczej cyniczny gracz, który wykorzystuje chaos dla własnych, egoistycznych celów.
Widać więc w tej optyce nieustaną grę między maskowaniem i demaskacją, koronacją i upadkiem, porządkiem świętości i karnawałem chaosu, która cementuje porządek. Jak w akcie królobójstwa i detronizacji należałoby dostrzec raczej przejaw wiary w nadnaturalny, boski charakter królewskiej władzy aniżeli świadectwo jej sekularyzacji:
(…) paradoksalnie, w akcie negowania istnienia sacrum kryje się przecież jego afirmacja. Nawet w akcie królobójstwa należałoby dostrzec raczej przejaw wiary w nadnaturalny, boski charakter królewskiej władzy aniżeli świadectwo jej sekularyzacji. Jak słusznie zauważył Roger Caillois, krew władcy rodzi boskość narodu. Gdy kat po egzekucji wznosi do góry głowę władcy i, skrapiając zebranych krwią skazańca, ukazuje ją ludowi, zarazem demonstruje, że dokonano tutaj zbrodni i obdziela ludzi świętą mocą króla.
Być może więc prawdziwy bunt błazna nie polega na burzeniu wszelkich wzorców i hierarchii, ale raczej na przypominaniu nam o ich symbolicznym wymiarze, o tym, że każda władza, każdy porządek ma swój początek w ludzkiej wyobraźni.
Dopiero wtedy śmiech przestaje być pustą prowokacją, a staje się narzędziem refleksji nad kondycją człowieka i jego miejscem w "niedokończonym dziele Boga"?
🃏 6. Elon Musk, Iron Man i systemowa antysystemowość
Na koniec mam wrażenie, że wyobrażenie ekscentrycznego miliardera jest w jakiś sposób symptomatycznym znakiem naszych czasów: połączenie wizerunku genialnego wynalazcy, self-made mana z komiczną autoironią, odsłania te głęboko zakorzenione fantazmaty współczesnego kapitalizmu.
Na podstawowym poziomie błazeństwo miliarderów i elit to antysystemowy sznyt, który daje nadzieję, “wywraca stół”, zaprowadza karnawał, zbliża i stąd “w kulturze współczesnej, gdy błazen samozwańczo sięga po laury i przywileje dostępne dotąd tylko bogom i królom– ich ziemskim namiestnikom – staje się bohaterem ironicznego antymitu”. Populizm musi w tym przypadku mieć element błazeński: Trump, Musk, Berlusconi, Milei a u nas tiktokowa aura wokół Mentzena.
W tym znaczeniu Musk staje się uosobieniem schizofrenicznego kapitalizmu, który jednocześnie terytorializuje i deterytorializuje obszary (”Rewolucja kubańska zagarnięta jako symbol na t-shirt za $24.99”), niszczy i buduje, łączy wysokie z niskim, “rozmontowuje system i elity”, a jednocześnie legitymizuje system komunikując, że kapitalizm “nadal działa, że nagradza pracę, kreatywność i odwagę”.
Innymi słowy: błazeński kapitalista jest systemową antysystemowością.
(Na innym jeszcze poziomie to może uosbienie kapitalistycznej fantazji o ucieczce od konsekwencji własnych działań: wizja kolonizacji kosmosu czy transhumanizm oferują iluzoryczne wyzwolenie od ziemskich problemów maskując rzeczywiste antagonizmy społeczne poprzez spektakl technologicznego postępu?)
Być może współczesna rola konsultanta biznesowego to trochę pochodna pozasystemowego błazna: w przeciwieństwie do dworzan i ministrów, składających hołdy i utwierdzających monarchę w jego wielkości, błazen miał przywilej mówienia prawdy i w feudalnym porządku był jedynym, któremu nie można było uciąć głowy za krytykę władcy i który przy użyciu lusterka zmuszał władcę do przeglądnięcia się we własnym wnętrzu.
Choć pytanie do jakiego stopnia i ta rola konsultantów nie zinstytucjonalizowała się, gdy wprzódy podjętą decyzję “trzeba uzasadnić zewnętrznym audytem” a błaznowi pozostaje żonglować swoją ściętą głową, albo gdy decyzja delegowana jest do ukrytego pod maską slajdów i “optymalizacji” kata biorącego na swoje barki skalanie krwią.
A z drugiej strony może więc nic się tak naprawdę nie zmieniło i oboje kat i błazen zajmują wciąż tę samą symetryczną rolę “kapłanów na opak” strzegących porządku pod pozorem sporadycznego niszczenia?
Miłej niedzieli,
Kamil Stanuch
PS. Jak oceniasz dzisiejszy mail? Zostaw komentarz lub “❤️”, jeśli podobał Ci się artykuł - zawsze cenię komentarze i insighty od Was, a daje to też lepszą pozycję w sieci Substack. Możesz też anonimowo dać ocenę poniżej - krytyczne oceny są dla mnie bardzo ważne i pozwalają mi poprawić warsztat.
Trzewiczki ze złota. Dziękuję 💝